Lata 70. XX w. w Wielkiej Brytanii to
okres kryzysu gospodarczego i niepokojów społecznych. Czas fermentu, który
ogarnął masy młodych, wchodzących w dorosłość ludzi, pozbawionych perspektyw na
przyszłość. W takich okolicznościach nietrudno było o rewolucję. I do rewolucji
doszło. Nie był to przewrót polityczny. Nie obalono żadnego rządu, ani nie
ścięto królowej. Była to rewolucja w sztuce, a przede wszystkim w podejściu do
muzyki. Muzyki, w której najważniejszy stał się przekaz, treść, i którą mogli
tworzyć wszyscy, którzy mieli coś do powiedzenia, bez względu na muzyczne
umiejętności. Jak to trafnie określił Bono: Nagle
idee stały się ważniejsze od gitarowych solówek. Tak powstał brytyjski punk
rock.
Wszystko zaczęło się od Sex Pistols. Ten
londyński zespół w trakcie swojej krótkiej egzystencji przewrócił właściwie brytyjską
scenę muzyczną do góry nogami. Członkowie Pistols byli wulgarni, szokowali, obrażali,
przekraczali granice dobrego smaku, czyli robili wszystko to, co było źle widziane
i co jednocześnie przynosiło im rozgłos. Ich celem był chaos. Taka postawa
szybko uczyniła ich ikonami młodzieży, z której się przecież wywodzili i która
borykała się z takimi samymi problemami jak oni. Tym samym inspirowali innych
do pójścia ich śladem. Jednym z zainspirowanych był John Graham Mellor, lepiej
znany jako Joe Strummer.
Joe przyszedł na świat 21 sierpnia 1952
r. w Ankarze. Jego ojciec był dyplomatą, dlatego rodzina często zmieniała
miejsce zamieszkania. Taki styl życia pozwolił mu poznać różne kultury, co
miało niebagatelny wpływ na jego późniejszą twórczość. Jednak jego pochodzenie
było nietypowe jak na punka, którym miał się stać. Ruch punkowy składał się
przede wszystkim z dzieci robotników, tymczasem Strummer pochodził z dobrze
usytuowanej rodziny. Mimo to nie był grzecznym i ułożonym dzieckiem. Już po
powrocie do Wielkiej Brytanii, w czasie nauki w szkole z internatem w Londynie, należał do
szkolnego gangu i przejawiał wyraźny sprzeciw wobec władzy, kontroli i
konformizmu. Uczył się źle, co było powodem jego kłótni z ojcem. Kiedy miał 18
lat, jego o rok starszy brat David popełnił samobójstwo. Odcisnęło to silne
piętno na Joe. Przed śmiercią David popadł w fascynację nazizmem i m.in.
dlatego treści antyfaszystowskie stały się tak istotną częścią twórczości
Strummera.
Joe od najmłodszych lat był miłośnikiem
muzyki. Jednym z jego ulubionych wykonawców był Woody Guthrie, którego imię
stało się pierwszym przydomkiem Strummera. W 1974 r. założył zespół 101’ers.
Kapelę współtworzył z przyjaciółmi, z którymi mieszkał na squacie przy 101
Walterton Road. I to właśnie na koncercie z 101’ers dwa lata później poznał Sex
Pistols. Pistolsi zrobili na nim ogromne wrażenie. Nigdy wcześniej nie spotkał
się z taką energią i taką bezkompromisowością w muzyce. Wtedy też poznał
Berniego Rhodesa – menadżera, który w początkowym okresie działania Sex Pistols
opiekował się zespołem razem z Malcolmem McLarenem. Rhodes został jednak
odsunięty od grupy, a jako że miał bardzo rozdmuchane ego (zwykł mówić, że to
on stworzył punk), to postanowił stworzyć grupę konkurencyjną dla Pistolsów.
Zachwycony postacią Joe Strummera (czyli: szarpidruta; pod takim pseudonimem funkcjonował od
1975 r.), wybrał go na frontmana zespołu. Joe z dnia na dzień porzucił 101’ers
i dołączył do nowo powstałej kapeli – The Clash.
The Clash różnili się od Sex Pistols. Zespół
McLarena był nihilistyczny i nie przedstawiał niczego konstruktywnego. Pistolsi
byli zaczątkiem rewolucji. Rozbłysnęli nagle płomieniem trawiącym wszystko na
swojej drodze i równie szybko zgaśli. The Clash byli inni i to przede wszystkim
za sprawą Joe Strummera. Joe nie tylko krytykował, piętnował, czy też szydził z
otaczającej go rzeczywistości. To nie był prosty, naiwny bunt, oparty jedynie
na negacji. Strummer przedstawiał zarówno przyczyny problemów, jak i propozycje
ich rozwiązania. Poruszał tematy lokalne, jak i te o bardziej uniwersalnym
wydźwięku. Miał poglądy silnie lewicowe i potrafił dosadnie przedstawiać je w
pisanych tekstach. W swoich piosenkach przeciwstawiał się wojnie, przemocy,
faszyzmowi, establishmentowi, nierównościom społecznym i nawoływał to
porzucenia bierności i walki o swoje prawa. Opowiadał w nich o wydarzeniach z
kraju i ze świata, uświadamiając politycznie swoją publiczność, która nie
zwykła czytać gazet. Publika była dla niego przyjaciółmi. Potrafił wpuszczać
ludzi za darmo na koncerty tylnymi drzwiami, czy też do garderoby zespołu,
nigdy też nie odmawiał, kiedy ktoś obcy prosił go o pieniądze.
Recz jasna Joe Strummer nie był ideałem.
Ulegał typowym pokusom spotykającym członków zespołów rockowych, takim jak alkohol,
sex i narkotyki. Perkusista The Clash, Topper Headon, przyznał kiedyś, że
Strummer przespał się z jego dziewczyną i nie miał być to przypadek
odosobniony. Problemy narkotykowe dotykały każdego członka zespołu (Topper
opuścił grupę w 1982 r. ze względu na uzależnienie od heroiny). Rosnąca popularność
grupy tylko zwiększała ilość tych pokus. A stawali się popularni bardzo szybko.
Wpływ na to miały nie tylko świetne i mocno zaangażowane teksty Strummera, ale
również muzyka, w której z czasem pojawiały się coraz liczniej elementy innych
niż punk gatunków muzycznych, takich jak: reggae, ska, folk, czy też
rockabilly. Trzeci album The Clash, London
Calling (1979 r.), jest jednym z najlepszych albumów w historii muzyki
rockowej. W następnym roku wyszedł Sandinista!, zaś w 1982 r. Combat Rock z bodaj najbardziej
przebojowym utworem w historii zespołu: Should
I Stay or Should I Go. Grupa osiągnęła sukces w Stanach Zjednoczonych,
stała się rozpoznawalna, występowała na wielkich stadionowych koncertach.
Popularność zaczęła jednak doskwierać Strummerowi. Czuł, że sprzeniewierza się
swoim ideałom i staje się taki sam jak ci, których zachowanie piętnował. Na
dodatek nasilały się konflikty pomiędzy członkami zespołu. Niedługo po wydaniu
rozczarowującego albumu Cut the Crup
(1985 r.) The Clash kończą działalność.
Po rozpadzie The Clash Strummer
poświęcił się różnym zajęciom. Wystąpił w paru filmach, tworzył muzykę filmową.
W 1989 r. nagrał z zespołem The Latino Rockabilly War płytę Earthquake
Weather, co posłużyło mu jako
sposób na wyplątanie się z ciągnącej się za nim jeszcze z czasów The Clash
umowy z wytwórnią Epic. Z premedytacją stworzył ambitny i trudny materiał, co
przełożyło się oczywiście na słabą sprzedaż (chociaż recenzje krytyków były
pozytywne) i doprowadziło do zakończenia współpracy z Epic. W latach 90.
współpracował krótko z zespołem The Pogues, prowadził również autorską audycję
radiową. Jednak w dalszym ciągu nie czuł się szczęśliwy. Zaczął poszukiwać
nowych muzycznych inspiracji. Najpierw zainteresował go rave, a następnie uległ
fascynacji muzyką etniczną. Jego doświadczenia z dzieciństwa wyrobiły w nim
ciekawość i otwartość na odmienne kultury. Jak sam stwierdził: Jeśli zawężasz
horyzonty, to zabijasz żywotność muzyki. Organizował ogniska, przy których
grano, śpiewano i prowadzono długie rozmowy. Pewnego dnia, na pewnym koncercie,
poznał gitarzystę Antony’ego Genna, który zwrócił na siebie jego uwagę biegając
nago po scenie. Wystarczyła krótka rozmowa, by postanowili założyć zespół.
Takie były początki grupy The Mescaleros. Kapela składała się z
utalentowanych multiinstrumentalistów i łączyła w swojej muzyce różne style,
czerpiąc garściami z brzemień z różnych stron świata. To było to, czego szukał
Strummer. Znów ruszył w trasy koncertowe i nagrał z The Mescaleros trzy
świetne płyty (ostatnia została wydana już po śmierci Joe). Jego teksty
poruszały te same problemy, co teksty z czasów The Clash. Bo też niewiele się
zmieniło.
Joe Strummer
zmarł 22 grudnia 2002 r. w Broomfield wskutek zawału, spowodowanego niewykrytą
wcześniej wadą serca. Podczas jednego z nagrań telewizyjnych realizator
spytał Joe, czy chciałby jakiś napis pod swoim nazwiskiem. Strummer bez wahania
odpowiedział: Wojownik punk rocka. Bo
też i całe jego życie było walką. Nie tak często spotyka się artystów, którzy
potrafią żyć w zgodzie ze swoimi ideałami pomimo przeciwności losu. Ta sztuka
udała się Joe, chociaż naturalnie nie uniknął wpadek. Był to niezwykle wrażliwy
człowiek. Kiedy dowiedział się, że Amerykanie umieścili tytuł piosenki The
Clash, Rock the Casbah, na bombie w czasie I wojny w Zatoce,
rozpłakał się, nie mogąc uwierzyć, że ktoś tak podle wykorzystał jego
twórczość. Na szczęście spotykał się również w swoim życiu z dowodami na to, że
warto wierzyć w ludzi. Bo ludzie byli dla niego najważniejsi. Dlaczego? Oddajmy
głos samemu Joe Strummerowi:
Chcę powiedzieć, że ludzie mogą zmieniać
wszystko, co zechcą. Wszystko, co istnieje. Ludzie pędzą, podążając swoimi
ścieżkami. Ja jestem jednym z nich. Ale przestańmy wreszcie zachowywać się
bezmyślnie. Ludzie mogą wszystko. Właśnie to pojąłem. Ludzie szkodzą sobie
nawzajem. Dlatego, że ich odczłowieczono. Czas postawić człowieczeństwo w
centrum uwagi. I trzymać się tego. Chciwość donikąd nie prowadzi. Powinni
napisać to na bilbordzie na Times Square. Bez innych jesteśmy niczym. Taka jest
moja filozofia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz