Czy
jesteś w stanie zmienić kolor swoich włosów? Czy możesz nosić ubiór, który w
sumie jest ci obcy? I czy, będąc w sumie urodzonym facetem, zachowywać się tak,
by wyglądać jak kobieta? – od postawienia takich pytań Kazik
Staszewski rozpoczyna jedną ze swych piosenek z płyty 12 groszy. Jej tytuł zawiera zaś kolejne, fundamentalne dla każdego
artysty muzycznego pytanie: Jak bardzo
możesz zmienić się, by sprzedać swą muzykę? No właśnie. Problem sprzedawania się, komercjalizacji, czy też popularnego kończenia się muzyków jest jednym z bardziej lubianych tematów
rozmów i sporów fanów. Sam Kazik coś o tym wie, będąc bohaterem strony
internetowej: Kazik się skończył, czyli
żenująca ruchawka w odcinkach, na której jej autor dokonuje wytrwale i nieprzerwanie
od 2006 r. wpisów mających potwierdzić tytułową tezę. Na dodatek Staszewski
jest również członkiem zespołu Kult, który (jak wszyscy wiemy) regularnie kończy się już od jakiś 10 lat. O dziwo,
w międzyczasie Kazimierz wydał wspomnianą solową płytę 12 groszy, która uchodzi dosyć powszechnie za kultową, a jej
tytułowy utwór został nawet ostatnio wybrany w pewnym plebiscycie Piosenką 25-lecia. Jak widać solowe i
zespołowe kończenia się nie idą ze
sobą w parze.
Oczywiście skończonych artystów było i jest w naszym kraju dużo więcej.
Republika skończyła się w latach 80.
(po reaktywacji była już wyraźnie sprzedaną
kapelą). Grabaż skończył się
definitywnie po Pidżamie Porno, bo jego Strachy Na Lachy to już zdecydowanie skomercjalizowany zespół. Tak popularna
w ostatnich latach Coma oczywiście również się
sprzedała, o czym dobitnie świadczy jej popularność, a jakby tego było
mało, jej lider, Piotr Rogucki, występuje jako juror w telewizyjnym talent
show. Sprzedanie się Roguckiego
związane jest z kolei także z innym sprzedaniem
się, mam tu mianowicie na myśli zespół Frontside, który ośmielił się nagrać
piosenkę z rzeczoną zakałą Roguckim, jak również wydać album, na którym (o
zgrozo!) Auman postanowił sobie pośpiewać, a nie ryczeć. Rodzime przykłady
można by mnożyć w nieskończoność, nie mówiąc już o przykładach zagranicznych,
dlatego w odniesieniu do tych drugich poprzestanę na wspomnieniu o najbardziej
spektakularnym ze skończeń się, czyli
Metallice, która oczywiście skończyła się
na „Kill ‘Em All”.
Ale tak właściwie jaki czynnik decyduje
o tym, że jakiś artysta lub zespół się
skończył i sprzedał? Odpowiedź
jest prosta: fani. To oni są sędziami, których wyroki są nieomylne i niepodważalne.
Szczególnie, kiedy muzyk postanowił bezczelnie grać coś innego, niż to, za co
został pokochany przez swoją publiczność. Komercja! Przecież każdy z nas chce
słuchać w kółko tego samego! Jesteśmy fanami i żądamy, aby grano nam to, czego
sobie życzymy, choćby miałby to być wykonywany dwadzieścia razy z rzędu Leszek Żukowski! A występy w programach
telewizyjnych, albo w reklamie? Ikona punk rocka, John Lydon, został przez
aklamację uznany za skończonego po
swoim występie w reklamie masła. Co prawda Lydon uczynił tak, gdyż potrzebował
pieniędzy na trasę koncertową Public Image Ltd., czyli w pewnym sensie zrobił
to dla swoich fanów, jednak kogo to obchodzi? Wyrok zapadł.
Problem polega na tym, że fani mają
problem. Problem ze zdefiniowaniem tego, czym tak naprawdę jest komercja w muzyce. Bo jeśli przyjmiemy
ogólną definicję, że jest tworzeniem muzyki dla pieniędzy, to wtedy należy
uznać, że każdy artysta, który zarabia na swojej twórczości, jest
skomercjalizowany. Jednak czy jest to czymś z góry złym? To chyba piękna
sprawa, że można robić to, co się kocha i jeszcze móc się z tego utrzymać,
dzięki czemu ma się więcej czasu na robienie tego, co się kocha. Możliwość
utrzymywania się z muzyki pozwala jej twórcom na nieskrępowane zaangażowanie
się w dalsze tworzenie. Nic więc dziwnego, że chcą na swej twórczości zarabiać
i nie oznacza to automatycznie spadku jakości ich sztuki. Dlatego potrzebna
jest inna, bardziej precyzyjna definicja komercji.
I tutaj cofamy się do punktu wyjścia, czyli piosenki Kazika, która (pomimo
tego, że składa się z samych pytań) stanowi kapitalną odpowiedź na pytanie o
znaczenie tego słowa. Komercja w
muzyce, to nie zmienianie się artysty w ogóle, a zmienianie się dla pieniędzy i
poklasku. To sprzeniewierzanie się swoim zasadom i ideałom w imię materialnych
korzyści. To sytuacja, w której pieniądz przestaje być środkiem, a staje się
celem. Takie ujęcie problemu stawia zaś w innym świetle narzekania fanów typu: (tutaj wstaw nazwę muzyka lub zespołu) to
nie to co kiedyś i w ogóle to już dawno się skończył/ła/li.
Bo dostosowanie się muzyka do zachcianek
fanów to także komercja. Jeśli artysta przestaje robić to, co chce i co czuje,
a robi to, czego się od niego oczekuje, przestaje być artystą. I niestety:
niejeden z nich tak właśnie postępuje, odcinając już tylko kupony od swoich
wcześniejszych osiągnięć. A w życiu dobrego artysty powinien nadejść taki
moment, kiedy będzie potrzebował spróbować czegoś nowego. Nie bądźcie więc zbyt
pochopni w ferowaniu fanowskich wyroków. Oceniajcie jakość dzieła takim jakim
jest, a nie to czy idzie ono w parze z waszymi przyzwyczajeniami. Więcej
pokory, więcej cierpliwości. Gwarantuję, że jedyną rzeczą, którą ryzykujecie,
jest odkrycie nowych pokładów pięknej muzyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz