środa, 24 września 2014

Punkt wyjścia: Kazik - Jak bardzo możesz zmienić się by sprzedać swą muzykę?




Czy jesteś w stanie zmienić kolor swoich włosów? Czy możesz nosić ubiór, który w sumie jest ci obcy? I czy, będąc w sumie urodzonym facetem, zachowywać się tak, by wyglądać jak kobieta? – od postawienia takich pytań Kazik Staszewski rozpoczyna jedną ze swych piosenek z płyty 12 groszy. Jej tytuł zawiera zaś kolejne, fundamentalne dla każdego artysty muzycznego pytanie: Jak bardzo możesz zmienić się, by sprzedać swą muzykę? No właśnie. Problem sprzedawania się, komercjalizacji, czy też popularnego kończenia się muzyków jest jednym z bardziej lubianych tematów rozmów i sporów fanów. Sam Kazik coś o tym wie, będąc bohaterem strony internetowej: Kazik się skończył, czyli żenująca ruchawka w odcinkach, na której jej autor dokonuje wytrwale i nieprzerwanie od 2006 r. wpisów mających potwierdzić tytułową tezę. Na dodatek Staszewski jest również członkiem zespołu Kult, który (jak wszyscy wiemy) regularnie kończy się już od jakiś 10 lat. O dziwo, w międzyczasie Kazimierz wydał wspomnianą solową płytę 12 groszy, która uchodzi dosyć powszechnie za kultową, a jej tytułowy utwór został nawet ostatnio wybrany w pewnym plebiscycie Piosenką 25-lecia. Jak widać solowe i zespołowe kończenia się nie idą ze sobą w parze.

Oczywiście skończonych artystów było i jest w naszym kraju dużo więcej. Republika skończyła się w latach 80. (po reaktywacji była już wyraźnie sprzedaną kapelą). Grabaż skończył się definitywnie po Pidżamie Porno, bo jego Strachy Na Lachy to już zdecydowanie skomercjalizowany zespół. Tak popularna w ostatnich latach Coma oczywiście również się sprzedała, o czym dobitnie świadczy jej popularność, a jakby tego było mało, jej lider, Piotr Rogucki, występuje jako juror w telewizyjnym talent show. Sprzedanie się Roguckiego związane jest z kolei także z innym sprzedaniem się, mam tu mianowicie na myśli zespół Frontside, który ośmielił się nagrać piosenkę z rzeczoną zakałą Roguckim, jak również wydać album, na którym (o zgrozo!) Auman postanowił sobie pośpiewać, a nie ryczeć. Rodzime przykłady można by mnożyć w nieskończoność, nie mówiąc już o przykładach zagranicznych, dlatego w odniesieniu do tych drugich poprzestanę na wspomnieniu o najbardziej spektakularnym ze skończeń się, czyli Metallice, która oczywiście skończyła się na „Kill ‘Em All”.

Ale tak właściwie jaki czynnik decyduje o tym, że jakiś artysta lub zespół się skończył i sprzedał? Odpowiedź jest prosta: fani. To oni są sędziami, których wyroki są nieomylne i niepodważalne. Szczególnie, kiedy muzyk postanowił bezczelnie grać coś innego, niż to, za co został pokochany przez swoją publiczność. Komercja! Przecież każdy z nas chce słuchać w kółko tego samego! Jesteśmy fanami i żądamy, aby grano nam to, czego sobie życzymy, choćby miałby to być wykonywany dwadzieścia razy z rzędu Leszek Żukowski! A występy w programach telewizyjnych, albo w reklamie? Ikona punk rocka, John Lydon, został przez aklamację uznany za skończonego po swoim występie w reklamie masła. Co prawda Lydon uczynił tak, gdyż potrzebował pieniędzy na trasę koncertową Public Image Ltd., czyli w pewnym sensie zrobił to dla swoich fanów, jednak kogo to obchodzi? Wyrok zapadł.

Problem polega na tym, że fani mają problem. Problem ze zdefiniowaniem tego, czym tak naprawdę jest komercja w muzyce. Bo jeśli przyjmiemy ogólną definicję, że jest tworzeniem muzyki dla pieniędzy, to wtedy należy uznać, że każdy artysta, który zarabia na swojej twórczości, jest skomercjalizowany. Jednak czy jest to czymś z góry złym? To chyba piękna sprawa, że można robić to, co się kocha i jeszcze móc się z tego utrzymać, dzięki czemu ma się więcej czasu na robienie tego, co się kocha. Możliwość utrzymywania się z muzyki pozwala jej twórcom na nieskrępowane zaangażowanie się w dalsze tworzenie. Nic więc dziwnego, że chcą na swej twórczości zarabiać i nie oznacza to automatycznie spadku jakości ich sztuki. Dlatego potrzebna jest inna, bardziej precyzyjna definicja komercji. I tutaj cofamy się do punktu wyjścia, czyli piosenki Kazika, która (pomimo tego, że składa się z samych pytań) stanowi kapitalną odpowiedź na pytanie o znaczenie tego słowa. Komercja w muzyce, to nie zmienianie się artysty w ogóle, a zmienianie się dla pieniędzy i poklasku. To sprzeniewierzanie się swoim zasadom i ideałom w imię materialnych korzyści. To sytuacja, w której pieniądz przestaje być środkiem, a staje się celem. Takie ujęcie problemu stawia zaś w innym świetle narzekania fanów typu: (tutaj wstaw nazwę muzyka lub zespołu) to nie to co kiedyś i w ogóle to już dawno się skończył/ła/li.


Bo dostosowanie się muzyka do zachcianek fanów to także komercja. Jeśli artysta przestaje robić to, co chce i co czuje, a robi to, czego się od niego oczekuje, przestaje być artystą. I niestety: niejeden z nich tak właśnie postępuje, odcinając już tylko kupony od swoich wcześniejszych osiągnięć. A w życiu dobrego artysty powinien nadejść taki moment, kiedy będzie potrzebował spróbować czegoś nowego. Nie bądźcie więc zbyt pochopni w ferowaniu fanowskich wyroków. Oceniajcie jakość dzieła takim jakim jest, a nie to czy idzie ono w parze z waszymi przyzwyczajeniami. Więcej pokory, więcej cierpliwości. Gwarantuję, że jedyną rzeczą, którą ryzykujecie, jest odkrycie nowych pokładów pięknej muzyki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz